01.08.2011 - Death Valley

1 Lipca 2011 - Death Valley


Podróż przez Dolinę Śmierci opisała Martyna, która spisała swoje odczucia zaraz po tym ciężkim dla niej dniu. Ja ją tu tylko przytoczę:


To prawdziwie śmiertelna dolina. Większość ludzi nie wyobraża sobie nawet na jaki szczyt górski trzeba wjechać, żeby zobaczyć Dante’s View. Musieliśmy wspinać się naszą Hondą Civic przez jakąś godzinę. Najmniejsze szczyty w tej okolicy mają około 2 tys. metrów. Samochód dał radę, mimo 15 % nachylenia, ja jednak nie. W pewnym momencie podróży po Death Valley zaczęły mi drętwieć ręce, miałam nogi jak z waty i odpływałam. Zamykając oczy byłam na Rollercoasterze. Temperatura była dla mnie zbyt wysoka. Prze całą Dolinę Śmierci jechałam z mokrą podkoszulką na twarzy i głowie. Musieliśmy robić częste przystanki, gdyż ciągle chciało mi się wymiotować.Temperatura tego dnia była wyjątkowo wysoka - powietrze miało około 50 stopni C. Natomiast temperatura powierzchni ziemi miała około 80 - stopni. Usmażenie jajka na drodze nie stanowiło najmniejszego problemu. Cały dzień byłam nieobecna myślami. Klimatyzacja w samochodzie, też nie dawała rady. Norbi robił fotki i kręcił. Biedactwo znów prowadziło sam cały dzień.
Ogrom dziwaczności, różnorodności, pustka, przerażająca siła - tak bym to opisała! Kolorowe skały gór, zbudowane z czerwonych kamieni i piasku! Zadziwiające widoki, zarazem budzące grozę i poczucie niepokoju. Odludna pustynia.
W drodze do parku Sequoia National Park widzieliśmy w oddali burzę. Anomalia pogodowa w Doline Śmierci! Powietrze obrzydliwie ciepłe i ten gorący wiatr, potęgujący wszechobecny gorąc. Jednak widok boski - dosłownie.
Goniliśmy ją, tzn. zmierzaliśmy w tym samym kierunku. Samochód ledwo zipał jadąc pod górę. Wyschnięta skóra i spękane usta - uroki pustyni. Pustka, góry usłane kamieniami i pola kaktusów. Jednak w chwili gdy zaczęliśmy zjeżdżać z góry, naszym oczom ukazał się widok końca świata. Burza spowodowała w dolinie gór INYO prawdziwe spustoszenie. Jeszcze wilgotne powietrze i widok ogromu zniszczeń, spowodowały u nas ciarki. Na początku napotkaliśmy na drodze kamienie i łachy piachu. Jednak z każdym metrem, krajobraz stawał się bardziej niepokojący! Wyrwy kilku metrowe wokół jezdni, to spływająca woda deszczowa zrobiła sobie korytarz z szosy. W niektórych miejscach wyglądało to jakby jezdnia miała się  zaraz zapaść. Gdybyśmy byli w tym miejscu w czasie burzy moglibyśmy już nie żyć!
Błoto na wysokość metra, wielkie głazy nie wiadomo skąd i podmyta droga, to warunki które musieliśmy znieść. Miejsca gdzie woda wyrwała szosę już były zamknięta przez policję. Choć mieliśmy szczęście, bo woda opadła na tyle, że policja pozwoliła nam jechać dalej i nie musieliśmy zawracać do Doliny..










Głodni zjechaliśmy do motelu, gdzie podstarzała właścicielka ze Szwajcarii dała nam pokój za 20 $ mniej i colę bym się lepiej poczuła. Bardzo miła osoba. Motel miał swój klima, nie było Wi-Fi tylko mikrofala i klimatyzator. Mamy pokój, teraz jedzenie. Niestety to mała mieścina, gdzie wszystkie lokale były już zamknięte. Mimo wszystko, zostaliśmy zaproszenie do jednego z zamkniętych lokali, gdzie paliło się światło. Okazało się, że właścicielka zrobiła obiad dla znajomych i zaprasza nas do środka na “jednego”. Powiedziała ze Norbi wygląda jak Azjata, co potwierdziło moje zdanie na ten temat. Właścicielka sama nie mówiła płynnie po angielsku, do tego była wstawiona i ale zarazem bardzo gościnna. Jednak podziękowaliśmy za gościnę, bo zmęczenie dawało nam się we znaki. Wróciliśmy więc do motelu z kanapkami do odgrzania, kupionymi na pobliskiej stacji.


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

03.08.2011 - San Francisco

25.07.2011 South Dakota