25.07.2011 South Dakota


Noc spędziliśmy w Hotelu Super 8. Miał być on tani o nie wygórowanych warunkach. Co miała sugerować ósemka w dziesięcio stopniowej skali przyzwoitości hoteli i wierzcie dziesiątka nie jest powodem do dumy. Okazało się, że było drogo i nędzny. 
Śniadanie w cenie, które jest w zasadzie standardem w amerykańskich hotelach, nie rekompensowało ceny. Lecz za nim zaczniecie kiwać głową, że śniadanie w cenie to dobra rzecz, uświadomić należy sobie, że przeważnie takie śniadanie to płatki, słodkie bułeczki, kawa i gofry ze specjalnej maszyny która zamienia każdego w mistrza robienia gofrów. Jeśli myślicie, że to wcale tak źle nie brzmi to wyobraźcie sobie, iż to będzie wasz standardowy posiłek przez najbliższy miesiąc! 
Nie mówcie mi też, że jestem skąpy. Oczywiście 80$ za noc dla dwóch osób to nie jest dużo, jednak przesiąkłem już amerykańskim duchem psełdo oszczędzania, którego zasady są proste. Jeśli paliwo na stacji po drugiej stronie miasta jest tańsze, to należy właśnie tam je kupić! Choćby to była podróż jak z Łodzi do Warszawy. Jeśli na maila dostaniesz kupony rabatowe, które pozwolą ci kupić waciki za 1 centa mniej, to musisz je wydrukować, nawet jeśli ich nie kupisz a drukowanie będzie kosztować cię 50 centów. To jest właśnie ekonomia Made in USA. 

Wróćmy na Ziemię. Jesteśmy w Południowej Dakocie, krainie rolniczej co widać i czuć. Gdzieniegdzie widać pasące się krowy, pola uprawne i farmy wietrzne, łamjące przestrzeń płaską pionowymi liniami. Czas leniwie płynie, a powoli zmieniący się krajobraz rozciąga czaso przestrzeń w nieskończoność.
Jedziemy I-90 w kierunku pierwszego parku na naszej trasie Badlands. Niestety, dopiero pod koniec dnia dowiedziałem się, że niedaleko naszego noclegu znajdował się Silos Pocisku Międzykontynentalnego, który obecnie jest atrakcją turystyczną ParkMinuteman Missile. Szkoda, bo to mogła być ciekawa atrakcja.
Więc jeśli wybieracie się w tamte rejony i choć trochę interesujecie się bronią, a jadąc do USA powinniście, to warto tam zajrzeć.



Badlands National Park jest pierwszym parkiem który odwiedzamy. Jak większość amerykańskich parków „przejeżdża się go”. Wjazd w punkcie A, a wyjazd w punkcie B. Po drodze kilka punktów A1, A2 itd. ze „stacjami” widokowymi. Pierwszy raz spotykam się z takim parkiem, co w USA jest w zasadzie standardem i wcale nie chodzi o to, że Amerykanie są tłuści i leniwi. Parki są ogromne, jak przystało na coś amerykańskiego, do tego każdy ma pole namiotowe z lepszą bądź gorsza infrastrukturą oraz kilka szlaków. My ograniczamy się do stacji z dwóch powodów, brak czasu i upał. Na wjeździe wita nas czerwona flaga, co oznacza, że w pełnym słońcu można przebywać tylko kilka minut i trzeba dużo pić. Jeśli flaga była by czarna, do parku by nas nie wpuszczono. Dodam, że wstęp do Parku jest płatny ale można wykupić całoroczny karnet wstępu do wszystkich Narodowych Parków, (tu dodam, że w USA są też parki nie narodowe za które przyjdzie nam zapłacić dodatkowo) co chyba jest najbardziej opłacalne. My dostaliśmy karnet za darmo od naszych znajomych, którzy odbyli podobną podróż trochę wcześniej (przy okazji jeszcze raz dziękiJ). 

Wracając do Badlands. To dość ciekawy obszar, niegdyś stanowiący dno morza, rozciągającego się od Zatoki Meksykańskiej po Kanadę. Obecnie tajemniczy, mało przyjazny teren, który dla ludzi w okresie letnim jest zabójczy. Od zawsze nazywany „złą ziemią”, nawet przez plemiona Indian Lakota, które zamieszkiwały kiedyś te tereny. Z drugiej strony teren ten kryje szczątki prehistorycznych zwierząt, które można znaleźć do dziś.
Jednak Badlands to nie tylko formacje skalne ale również Preria. Obszar ten od jedenastu tysięcy lat karmił człowieka. Najpierw łowców, którzy polowali na mamuty, później nomadzi polujący na bizony a następnie Indian Lakota, którzy również polowali na bizony. Z czasem przyszli Francuzi, którzy zdominowali ten region, zabijając i wysiedlając Indian. Czerpali z niego nie tylko zwierzynę ale również dobroć żyznych ziem. Z czasem bizony zostały zastąpione krowami, a konie traktorami.


Dziś czeka nas jeszcze jedna atrakcja turystyczna –Black Hills. Jest to izolowany łańcuch górski, który leży na terenie wielkich równin. Krajobraz zmienia się dość drastycznie wraz z mijanymi milami. Z rozległych  pastwisk w typowo górski. W końcu to najwyższe pasmo górskie, w linii prostej, między Górami Skalistymi a Alpami.  Co odczuwa nasza Honda i warująca w niej automatyczna skrzynia biegów.

Dla nas jest to tylko atrakcja turystyczna, jednak dla Indian, jest to miejsce święte do którego odbywają pielgrzymki. Pewnie dlatego też, to miejsce zostało wybrane na wykucie w skałach czterech wyjątkowych głów. Chodzi oczywiście o Mount Rushmore National Memorial, do którego wjeżdżamy pod prąd.  



Pomnik przedstawia czterech najbardziej zasłużonych prezydentów (George Washington, Thomas Jefferson, Theodore Roosevelt, Abraham Lincoln), których wykucie zajęło 14 lat. 

- Powiedz mi, po co te głowy?
- Otóż to! Nikt nie wie po co. Wiesz co robią te głowy?! To są głowy na skalę naszych możliwości. One otwierają oczy niedowiarkom. To jest nasze, wykonane przez nas i nie jest na sprzedaż.

A tak naprawdę, miały one przyciągnąć turystów w ten region i wkurzyć Indian. Udało się zarówno jedno, jak i drugie. 
Mało kto wie ale prezydenci mieli być wykuci do pasa. Jednak  ogromny koszt wykucia samych głów 98 999 232 $ oraz podłoże, które w niższych partiach było zbyt kruche,  nie pozwoliły na to.  Szkoda, bo pewien nie dosyt zostaje, tym bardziej, że Prezydenci nie robią już takiego wrażenia jak się jest przed ich obliczem. Natomiast nie wątplia dbałość o detale i wykonanie, wprawia człowieka w zadumę.

Oczywiście w tej historii jest akcent polski. Korczak Ziółkowski, amerykański rzeźbiarz polskiego pochodzenia, który asystował  przy tworzeniu Głów Prezydenckich, został poproszony o wykucie jeszcze jednego Bohatera. To przenosi nas 15 kilometrów na południowy zachód do miejsca zwanego Crazy Horse Memorial.  Gdzie Korczak na prośbę indian Lakota, miał wykuć oblicze Oglala Crazy Horse, który wsławił się w bitwie nad Little Bighorm. Korczak oczywiście zgodził się, wykupując od rządu USA ziemie pod dzieło, które rozpoczął w 1947. Pomnik jest w pełni finansowany z prywatnych funduszy i prace nadal trwają. Ze względu, iż nie jest to teren wchodzący w skład Parków Narodowych , wjazd jest płatny. Z tego powodu nie decydujemy się. Jest już dość późno a na jeden dzień starczy atrakcji. Czas znaleźć hotel.  


Komentarze

  1. Niezłe info z tym pociskiem. Podoba mi się, że wszystkie ciekawe miejsca w Stanach posiadały w miarę spójne oznaczenia. Książeczki z mapą dawane na wjeździe, informacje na terenie parku czy też na terenie jakiejś atrakcji. Tak jak tu strona o zwiedzaniu stacji pocisku zrobiona w podobnym stylu co strona parku Yellowstone :)
    Czekam na kolejne wpisy by przypomnieć sobie co nieco z USA :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Na crazy horse nie opłacało się wjeżdżać, tam nic nie było specjalnego a Indianie chcieli duzo kasy ;p

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

03.08.2011 - San Francisco

01.08.2011 - Death Valley